Znacie z dzieciństwa ten czas kiedy rodzice przynosili z piwnicy/strychu ozdoby choinkowe?! Ojciec wił się jak węgorz nad zaplątanymi lampkami choinkowymi. I kiedy już chłopina myślał, że to koniec – okazywało się, że ta nierówna walka trwa nadal. Lampki nie świecą i trzeba jeszcze wymienić żarówki… tylko pytanie, które?!
Pamiętam te stare przyszarzałe kartony i minę mojego ojca jak wyciągał te zwinięte w kłębek lampki. Co roku wspominam to z ogromnym sentymentem i uśmiechem na twarzy. Nurkowałyśmy z siostrą do kartonów i wyciągałyśmy co raz to dziwniejsze ozdoby. PRLowskie bombki grzybki muchomorki?! Kto ich nie zna… 😀 Dopiero później jak w Polsce zaczęły pojawiać się wielkie markety, mama kupiła wypasione piękne bombki. W pamięć zapadły mi szczególnie jedne – wielkie, czerwone bombki, które spadały za każdym razem, kiedy ktoś tylko przeszedł szybciej obok choinki.
Nasza choinka w domu zawsze była z tych „na bogato”! Mama wieszała na niej łańcuchy, kokardy, obsypane sztucznym śniegiem gałązki i dużo różnych bombek. Do tej pory słyszę z tyłu głowy „Te są brzydkie/stare! Powieś je z tyłu”. I wiecie co? Od kilku już lat mam swoją choinkę, a stare/ brzydkie ozdoby wieszam z tyłu, trzymam się tej zasady do dziś. Tak mi się to w głowie wyryło 😛
Nigdy nie zapomnę tej ekscytacji i podniecenia, kiedy kupowaliśmy z Robertem pierwszą dużą, żywą choinkę do naszego domu. Z tej okazji upiekłam nawet pierniki, zrobiłam ozdoby ze specjalnej masy artystycznej. Byłam wtedy w ciąży… miałam za dużo wolnego czasu 😛 Dziś już bym tego nie zrobiła. Wiecie dlaczego? Kiedy rano obudziliśmy się, zeszliśmy na dół żeby oczy nacieszyć choinką w pełnej krasie, zobaczyliśmy, że z ponad 30 pierników zostało może 10, a ozdoby z masy są pokruszone i rozniesione po całej podłodze. Za ten bałagan nie były odpowiedzialne skrzaty… to Buzz, który w tym całym szaleństwie, zjadł z choinki ponad 20 pierników razem z bałewenianymi (na szczęście) sznurkami. A te z masy ściągał i nadgryzał, żeby sprawdzić czy one przypadkiem też nie są piernikami!
W tym roku mam do upilnowania aż dwóch gagatków. Pies, który nadal jest mega łasuchem i Antek, który jak na dwulatka przystało musi dotknąć i pobawić się wszystkim czym teoretycznie nie powinien.
Dlatego ODPUSZCZAM i idę w naturę. Będzie kilka ozdób, ale bardzo minimalistycznych, lampki i KONIEC.
Zastanawiam się tylko, czy choinkę umieścić w koszu, czy może w metalowej cynkowanej donicy?
Poniżej wrzucam Wam garść inspiracji. Może któraś z Was musi pilnować takiej samej ekipy jak Ja i chętna jest zrezygnować z ubierania i rozbierania zielonej panny 🙂
Choinka w koszu
Choinka w cynkowanej donicy
A dla tych, którzy nie mają takich dylematów i chcieliby zaszaleć, przygotowałam przegląd ozdób dostępnych w sklepach: Ikea, FromNord, Zara Home, Scandimania
1 / 2 / 3 / 4 / 5 / 6 / 7 / 8 / 9 / 10 / 11 / 12 / 13 / 14 / 15 / 16 / 17 / 18 / 19